Dwa kapitalne albumy Anthony’ego Paterasa i tria Christera Bothena misterna audialna kompozycja i czujna improwizacja – to mocne pozycje w tegorocznym katalogu Bocian Records. 

>>> Read in English <<<

Dawno dawno temu, w 2019 roku, kiedy odbywały się koncerty, Anthony Pateras w ciągu zaledwie dwóch miesięcy odwiedził aż trzy polskie festiwale: Sanatorium Dźwięku w Sokołowsku oraz krakowskie Sacrum Profanum i Unsound. Australijski kompozytor ma na koncie kilkadziesiąt kompozycji, a także współpracę z takimi tuzami jak Mike Patton, Chris Abrahams, Valerio Tricoli, Oren Ambarchi czy Sunn O))), jednak myli się ten kto pomyśli, że spoczywa na laurach.

Na dwóch pierwszych zaprezentował siedmioczęściową kompozycję Pseudacusis^, określaną jako „audio halucynacje na septet elektroakustyczny”. Sama struktura jest już mocno złożona, bo bazuje na ścieżkach łącznie aż 14 muzyków: siedmioro zostało nagranych na taśmę, a siedmioro gra na instrumentach akustycznych na żywo (Pateras jest w jednym i drugim składzie: odpowiada za elektronikę i fortepian).

Chociaż skład może sugerować orkiestralne brzmienie, utwór jest dosyć minimalistyczny, powiedziałbym zredukowany – dźwięk nie eskaluje, muzycy raczej cedzą się powoli, tworząc gęstą tkankę, dźwiękową iluzję właśnie, w której poza powtarzalnymi partiami fortepianu otrzymujemy głęboki i wielowarstwowy instrumentalny konglomerat. Kapitalne długie frazy tworzą tu instrumenty dęte i smyczkowe, które tworzą mantryczną, ale i trochę psychodeliczną, rezonującą dronową powłokę. Nie jest tak jednak cały czas – „IV” przynosi zmianę, uwypukla perkusję Riccardo La Foresta, staje się niejako kontrapunktem dla tego co było wcześniej. Elektroniczne glitche i perkusjonalia swoim metalicznym, zmechanizowanym brzmieniem równoważą narastające smyki. To utwór głośniejszy i bardziej gęsty, wydaje się, że bardziej oszczędny w brzmieniu, które stereofonicznie różnicuje poszczególne barwy instrumentów., za sprawą przetworzenia ich poszczególnych partii. Raz muzyka gęstnieje, kiedy indziej się rozrzedza, jednak Pateras cały czas sprawnie utrzymuje dramaturgię kompozycji.

Sam Pateras mówił mi dwa lata temu, że Pseudacusis „eksploruje nieoczywiste związki nie tylko w ramach percepcji muzycznej, ale też tego, w jaki sposób instrumenty reagują na elektronikę w ukryte, halucynogenne sposoby”. Australijczyk zaciera naturalne barwy instrumentów, ich wybrzmiewanie. Robi to precyzyjnie, kompozycja gęstnieje i rozrzedza się, jednocześnie cały czas z dopracowaną dramaturgią. W wersji na nośniku jest to przekonujące i klarowne brzmieniowo. 

Christer Bothén dorobek od Paterasa ma jeszcze większy, przede wszystkim ze względu na swój staż – współpracował z Donem Cherry, współtworzył międzynarodowy kolektyw Bolon Bata, studiował muzykę Gnawa w latach 70., a po dziś gra chociażby w licznych składach Matsa Gustafssona. Omen, jego najnowsze wydawnictwo, nagrane z Konradem Agnasem i Vilhelmem Bromanderem, podobnie jak Pseudacusis ukazuje się nakładem Bocian Records, wytwórni, której katalog jest niezwykle obszerny i bogaty, a w tym roku zaskoczy jeszcze nie raz. 

Płyta przyciągnęła moją uwagę od razu: lekkością, zgrabną grą zespołową, ale i dopracowaną produkcją. Klarnet Bothéna brzmi lirycznie, ale potrafi też zagrać mocarnie – muzyk gra jednak swoje frazy w zwarty sposób, budując umiejętnie dramaturgię, bez niepotrzebnego przegadania i przemęczenia, o co we free jazie nietrudno. Pomimo jego nazwiska w nazwie składu, ważni są także partnerzy, którzy zgrabnie grają z maestro. Mięsiste i sugestywne otwarcie „Suite Omen” przechodzi w bardziej stonowany środek, aby wreszcie, bazując na solidnej sekcji rytmicznej prowadzić wibrujący utwór w transową nieskończoność. Zagraną jednocześnie kameralnie, bez zbędnego patosu. Czego dopełnieniem jest sonorystyczny przerywnik na kontrabas i perkusjonalia, domknięty zgrabnym melodyjnym finałem – prym wiedzie Bothén, ale Agnas i Bromader czujnie grają tuż obok, co najlepiej pokazuje świetne zgranie tria. Podobnie jest w „Suite 77”, gdzie sekcja zupełnie odchodzi o roli rytmicznej, a Bothén świetnie snuje frazy na klarnecie basowym.

Ostatni raz takie poczucie świeżości miałem przy odsłuchu albumu Bloor. Tutaj również słychać klarownie trio, inne instrumentarium, ale goniące się nawzajem, czujnie i spójnie. Jest w tym tez żywioł, ale i brak mielizn, dzięki czemu w przeciwieństwie do wielu jazzowych i free-jazzowych nagrań narracja na siada, ale prędko splata kolejne wątki. 

Nie ma tu miejsca na oglądanie się za siebie, są płynne zmiany tempa, muzycy, którzy uważnie za sobą podążają i obopólne zrozumienie, czego efektem jest muzyka błyskotliwa, giętka i barwna, z naciskiem na granie zespołowe z polem do popisu dla lidera, ale bez przysłaniania reszty składu. Są momenty mocne, są bardziej liryczne zawijasy, zespół wkrada się też w sonorystyczne momenty pełne ekspresji przy zmiennej dynamice, zarówno w momentach ciszy jak i ekstatycznych otwarciach na kolektywną grę.

Wspaniały, czujnie nagrany album i porywająca współpraca międzypokoleniowego tria, które doskonale się rozumie, co owocuje frapująca i porywającą interakcją.

ANTHONY PATERAS Pseudacusis, Bocian.
CHRISTER BOTHÉN 3 Omen, Bocian.

Zdjęcie u góry zostało wykonane przez Monikę Stolarską podczas festiwalu Sacrum Profanum, na którym zarejestrowano album Anthony’ego Paterasa.